Jako podróżniczce ciężko mi się trochę odnaleźć w tematyce ulubionych kosmetyków do pielęgnacji twarzy, bo nie czuję się żadnym autorytetem, jednak jakimś cudem moja skrzynka zawsze pęka w szwach jeśli wstawię na swój instagram jakikowiek kosmetyk. Nie jest żadną tajemnicą, że używam głównie 3 marek: Origins ( o mojej ulubionej dotychczas serii możecie przeczytać tutaj), The Ordinary oraz kosmetyki koreańskie tj. Dr Jart czy Laneige.
W związku z waszymi pytaniami zdecydowałam się zebrać wszystkie moje kosmetyki w jeden post. A więc do dzieła…
The Ordinary
To moje ulubione kosmetyki do pielęgnacji twarzy. Nie wyobrażam sobie już pielęgnacji bez formuł The Ordinary. Zakładałam, że kosmetyki te są drogie, zmylił mnie ich minimalistyczny, luksusowy wygląd,a okazało się, że w większość ich produktów nie kosztuje więcej niż 30zł. Miałam też wrażenie, że są trudno dostępne. Również błędne przekonanie, bo dostaniecie je w wielu drogeriach internetowych (drogeria internetowa Cosibella), stacjonarnie w Douglasie (moim zdaniem drogo, bo the Ordinary bazuje na niskich cenach) oraz na stronie producenta ((DECIEM, darmowa wysyłka powyżej 25$). Produkty można też znaleźć na allegro, ale jest spora przebitka cenowa.
Zalety
Przede wszystkim skład i stężenia. Wszystkie produkty The Ordinary wegańskie, bez parabenów, alkoholu, oleju mineralnego. Marka wycięła ze składów najpopularniejsze zapychacze, a receptury są najczęściej bardzo proste. Oleje The Ordinary są ekologiczne i tłoczone na zimno, bez żadnych dodatków. Serum mają po kilka, kilkanaście składników – zero zapachu, barwników, zagęstników. To pozwala je łączyć, albo nakładać pod inne kosmetyki jednocześnie minimalizując ryzyko podrażnień. O cenie już wspomniałam- nieprzyzwoicie niska. The ordinary to płynny rabat dla waszego portfela z tymi samymi rezultatami, co po drogich kosmetykach.
Których produktów The Ordinary używam?
•opis kosmetyków stworzony w oparciu o zalecenia producenta oraz od http://www.blessthemess.pl/

Lactic Acid 10% + HA 2% walczy z przebarwieniami i nierównościami skóry,
Niacinamide 10% + Zinc 1% , czyli INTERNETOWY HIT. zmniejsza pory, goi stany zapalne i regeneruje skórę ( ale wysusza). Niacynamid nie lubi się z kwasem salicylowym i witaminą C, stosujemy go więc na dzień.

Granactive Retinoid 2% działa przeciwtrądzikowo i przeciwstarzeniowo (pięknie napina skórę i rozciąga zmarszczki). Można jej używać tylko na noc (w te dni, gdy nie robisz peelingu Lactic Acid 10%)
Salicylic Acid 2% Solution – preparat z 2% kwasu salicylowego i wodą z oczaru wirginijskiego oczyszcza pory, działa ściągająco i antybakteryjnie. Można go stosować punktowo na wypryski lub na strefę T na noc (przy zanieczyszczonych, zapchanych porach).
Azelaic Acid Suspension 10% – krem nawilżająco-matujący z wysoką zawartością kwasu azelainowego. Jego wielką zaletą jest fakt, że działa antybakteryjnie, reguluje rogowacenie naskórka (wygładza skórę, przeciwdziała zapychaniu się), a także jest przeciwutleniaczem (będzie więc chronić skórę w ciągu dnia). Niweluje wielkość wyprysków, działa też delikatnie rozjaśniająco na blizny. W przeciwieństwie do innych kwasów, azelainowy można stosować cały rok, nawet latem. Stosuj na dzień po serum z niacynamidem. Ten krem jest znakomitą bazą pod filtry i makijaż.
Mój ulubiony produkt
AHA 30% + BHA 2% Peeling Solution – Kolejny bestseller, który wyprzedaje się w błyskawicznym tempie. Dlaczego? Bo to multifunkcyjny, łączący w sobie kwasy glikolowy, mlekowy, winowy i cytrynowy oraz kwas salicylowy. Dzięki temu jest to bardzo skuteczny produkt, który świetnie poradzi sobie z redukcją wielu defektów skórnych jak np. przebarwienia, zmarszczki, regulacja pracy gruczołów łojowych. Przy regularnym stosowaniu może poprawić strukturę skóry.
Kosmetyk ten ma formę lekkiego, krwistego żelu, który nakładamy na ok 10 minut na twarz, a następnie zmywamy letnią wodą. Zabieg ten wykonujemy podczas wieczornej pielęgnacji. W przypadku wrażliwej cery warto zabezpieczyć okolicę oczu, ust i skrzydełek nosa za pomocą wazeliny. Po zmyciu produktu cera jest cudownie wygładzona i rozświetlona. To jeden z moich najbardziej ulubionych kosmetyków The Ordinary.
UWAGA! Należy pamiętać, aby nie łączyć tego peelingu z innymi produktami kwasowymi.
Moja kosmetyczka rośnie w nowe produkty od the ordinary, ale na ten moment, powyższe zestawienie powinno pomóc początkującym przygodę z tymi kosmetykami. Ważne jest, by pewnych buteleczek ze sobą nie łączyć ( wszystko opisane jest na stronie producenta, pudełku badź w sklepie internetowym pod opisem produktu).

Origins, czyli moje podstawowe kosmetyki do pielęgnacji na co dzień i w podróży
Za co tak uwielbiam te kosmetyki? Przede wszystkim opierają się na naturalnych składnikach, nie zawierają w sobie parabenów, parafiny, składników pochodzenia zwierzęcego itd. Są świetne jakościowo, mają przepiękny zapach (każdy z nich!) i mają także piękne opakowania, a efekty widoczne są już po pierwszym zastosowaniu. Moją ulubioną serią jest Origins Mega-Mushroom Skin Relief, o której możecie przeczytać TUTAJ.
3 ulubione serie marki Origins
Mam jeszcze dwie ulubione serie, ale używam ich w zależności od pory roku. Jest nią Origins Ginzing.
Każda z Nas ma taki dzień, że na naszej twarzy pojawia się historia dnia poprzedniego. Coś pomiędzy kacem, niewyspaniem a zarwaną nocą przed komputerem. I właśnie wtedy, kiedy byłam mieszanką tych trzech nieszczęść ( czyt. na studiach) sięgnęłam po PIERWSZY kosmetyk z Origins, którym był krem koloryzujący Ginzing SPF 40 energy.
Krem fajnie wyrównuje koloryt, ale jeżeli ktoś chce przykryć większe niedoskonałości to się nie sprawdzi (ale tez nie o to chodzi w kremach bb). Dostosowuje się do koloru skóry, wiec będzie bardzo uniwersalny. Pozostawia delikany efekt glow (kolejną alternatywą efektu glow jest GinZing™ Glow Radiance-Boosting Gel Moisturizer, dopiero testuję więc będę mogła wypowiedzieć się niebawem), więc niewyspanie odjęte z twarzy za pomocą czarodziejskiej różdżki. Nie do końca się sprawdzi przy cerze suchej, ponieważ lekko czuć ściągnięcie skóry po jakimś czasie od aplikacji. Nie zauważyłam aby zapychał, ale spotkałam się z różnymi opiniami koleżanek, którym go poleciłam. W sezonie jesienno- zimowy stanowi bazę pod podkład. Wada – mało odporny na wodę, od razu się ściera. Alternatywą dla osób, które nie lubią efektu glow, polecam GinZing Oil-Free Energy-Boosting Gel Moisturizer czyli bezolejowy żel nawilżający.
A coś na zmarszczki? Siła przyrody czyli Origins Plantscription Anti-Aging Power Serum
Starzenie się jest naturalne, ale dzięki nauce można je ukryć. Dlatego Origins wykorzystuje siłę natury i doświadczenie nauki, aby tworzyć silne formuły przeciwstarzeniowe.
Origins Plantscription Anti-Aging Power Serum zawiera zaawansowaną formułę, która pomaga naskórkowi przyswajać naturalne składniki, aby zwalczać najbardziej widoczne oznaki starzenia. Używam go od 2 miesięcy i widzę znaczą różnicę w poprawie kondycji mojej skóry. Poza tym, serum dostarcza skórze dwa razy więcej kolagenu, aby odbudować ją poprzez zwiększenie jej objętości i wspieranie jej złożonej budowy. Serum stosuję codziennie – rano – jako pierwszy krok pielęgnacji zapobiegającej starzeniu oraz wieczorem – przed nałożeniem ulubionego kremu na noc.
Moc retinolu. Origins też to zna
Rynek kosmetyczny oferuje ogromny wybór kosmetyków z retinolem. Przed zakupem dobrze jest zorientować się, czy dany produkt ma go w stężeniu min. 0,4%. W innym przypadku może się okazać za mało skuteczny, przez co nie zauważymy wyraźnej poprawy po 4 tygodniach stosowania.
Okazało się, że seria Origins Plantscription, w swojej ofercie ma takie cudo jak Retinol Night Moisturizer with Alpine Flower na noc, który dla mnie osobiście jest hitem. Momentalnie nie zauważymy efektów jego działania. Dopiero po 3, a nawet 4 tygodniach można zauważyć jego wpływ na spłycenie drobnych linii mimicznych, lepsze ujędrnienie skóry i promienny blask skóry. Można nawet liczyć się ze zwiększoną ilością komplementów na widok naszej skóry. Jednak najważniejszym tu elementem jest systematyczność. Stosując krem doraźnie, np. tylko raz lub dwa razy w tygodniu, mając cerę dojrzałą, odbieramy sobie skuteczność produktu.
Pielęgnacja koreańska- Dr Jart i inne
Tu już bez zbędnego opisu. Pielęgnacje koreańską albo się kocha, albo nienawidzi. Ważne jest by patrzeć na składy. Ja, Dr Jarta pokochałam w Singapurze, kiedy to pierwszy raz na lotnisku kupiłam ich krem i maskę. I tak już wpadłam. Ceramidy to moja druga miłość i zostanie już tak na zawsze. Wklejam tu również inne produkty, których używam a zazwyczaj kupuje je albo w Kontigo albo w Sephorze. Enjoy 🙂
Zabiegi na twarz- moja magiczna broń
Zabiegiem, o który zawsze pytacie (!!!) i wiem, że są już setki Was, które zaufały moim rekomendacjom jest RETIX C.
Cały zabieg trwa naprawdę krótko i jest dosyć prosty, można wykonac go samemu w domu i zaoszczędzić połowę kwoty, którą zostawicie u kosmetyczki. W czysta i osuszoną twarz wcieramy zawartość ampułki z witaminą C oraz antyoksydantami. Na koniec nanosimy maskę retinolową ( ta biała saszetka) i w takim stanie chodzimy po domu od 6 do 8 h ( ja trzymam 8 h). Twarz jest dosyć „świecąca” i ma nieco żółtawe zabarwienie.
Łuszczyć zaczynamy się 3 dnia od zabiegu, dlatego sugeruje zawsze zrobić zabieg w środę, by najgorszy czas łuszczenia mieć na weekend. Ważne by cały czas nawilżać skórę, najlepiej kremem z ceramidami i się nie malować,oraz nie używać kosmetyków z alkoholem ( bo umrzecie z bólu).
Senekos 200- mezoterapia pod oczy
Igieł się nie boje, ale zabieg jest warty kilku minut bólu. Robię go w salonie w Poznaniu Depicenter ( TUTAJ). Koszt zabiegu to około 400 zł i zrobiłam 3 serie, a moje spojrzenie zyskało nową młodość. Brak sińców, napięta skóra i lekkie zniwelowanie zmarszczek. Do tego wypełniłam dolinę łez kwasem hialuronowym i mam jakieś -10 lat w paszporcie 🙂
Na ten moment to chyba wszystko. Post będzie skrupulatnie uzupełniany w kosmetyki/zabiegi, które zagoszczą w moim życiu na dłużej.

Brak komentarzy